Lobbing uprawiany jest od zarania ludzkości, ale od kiedy człowiek wynalazł druk, stało się to tak proste, jak nigdy dotąd. Zadanie sobie jeszcze ułatwił – wynalazł Internet, który stworzył m.in. blogerów. Są wśród nich gwiazdy, ich teksty czytają miliony. Kika przyjechało w maju na Dolny Śląsk na zaproszenie Dolnośląskiej Organizacji Turystycznej, dzięki pośrednictwu polskich ośrodków informacji turystycznej. Zobaczyli Europę w pigułce, a organizatorzy turystyki – jak pracuje bloger nie lubiący sztywnych ram.
Dziennikarz jest zwykle karny. Takie zachowanie wymusza na nim redakcja. Funkcjonuje w układzie działu, redakcyjnej hierarchii (naczelny, kolegium redakcyjne, kierownicy działów), wpływów otoczenia, ustawy „prawo prasowe”. Bloger jest zwykle sobie panem i to w jego zachowaniu widać. Owszem, z zaproszenia chętnie skorzysta, weźmie materiały promocyjne, wysłucha prezentacji, pójdzie z przewodnikiem, ale zwiedzać lubi też często sam, chce zajrzeć tam, gdzie turystów się nie prowadza. Bloger lubi być odkrywcą, kreuje się na osobę niezależną, ale wysoką pozycję w rynku mediów zdobywają tylko te jednostki, które oprócz zindywidualizowanej oceny potrafią wykazać się warsztatem. Nie wystarczy pisać, trzeba pisać dobrze, czyli w sposób interesujący. A to znaczy – także ze znawstwem problemu.
Ci, którym się to udaje, robią kokosy, bo to już zawód. Średniacy mogą mieć najwyżej niewielkie grono wielbicieli. Ale chodzi o to, by dotrzeć do mas. Blogerzy, w odróżnieniu od typowych dziennikarzy, właściwie nie odchodzą od laptopów czy innych nośników szybkiego przesyłu informacji. Relacje wysyłają co rusz. Dzielą się więc informacjami na bieżąco. Pisać w takim tempie nie jest proste, ale jeszcze trudniej – zatrzymać na swej stronie tłumy.
Blogerzy zrobili trudność polskiemu ustawodawcy, bo ich praca – a przynajmniej spora jej część – wypełnia znamiona działalności dziennikarskiej, choć stricte dziennikarzami blogerzy nie są. Z tego wniosek, że czas zmienić ustawę „prawo prasowe”, bo nie przystaje ona do rzeczywistości. Dziś nie potrzeba legitymacji dziennikarskiej, żeby opublikować tekst w Internecie. Co niesie za sobą skutki społeczne. Trzeba więc na nowo zdefiniować zawód dziennikarza. Piszesz, publikujesz – zarabiasz na tym – jesteś dziennikarzem. To najprostsza definicja. I doskonały przykład zawodowej wolności.
Szefostwo Polskiej Organizacji Turystycznej akcentuje potrzebę większego udziału w rynku usług turystycznych poprzez kampanie internetowe. Mówiono o tym m.in. podczas narady z dyrektorami regionalnych organizacji turystycznych (ROT-ów) we Wrocławiu. Owszem, takie kampanie niosą koszty, ale nie są one tak duże, jak choćby kampanie prowadzone w sieciach TV, a ich efekty są często porównywalne.
Blogerzy, którzy przyjechali na zaproszenie DOT, zwiedzili Wrocław, zamek Książ, podziemia pohitlerowskie Osówka, uzdrowisko Polanica-Zdrój, termy w Cieplicach-Zdroju, kościółek Wang w Karpaczu, zamek Kliczków, manufakturę ceramiki w Bolesławcu, pałace Staniszów i Pakoszów oraz kościół Pokoju w Jaworze – turystyczne okręty flagowe Dolnego Śląska. A to dopiero przedsmak atrakcji tego regionu. Lepszy jednak niedosyt niż przesyt, organizatorzy spotkania mają nadzieję, że blogerzy tutaj wrócą. Podobnie, jak bloger walczy o utrzymanie czytelników przy swym blogu, tak warto zawalczyć o utrzymanie zainteresowania blogerów Dolnym Śląskiem. Toż to Europa w pigułce. Tylko tutaj można zobaczyć przykłady architektury tyrolskiej (domy uciekinierów religijnych z Tyrolu w Mysłakowicach), Wikingów (kościółek Wang w Karpaczu), pałace jak nad Loarą (m.in. dawny pałac Magnisów w Bożkowie), Szwecji (dawny kościół Łaski w Jeleniej Górze), Szwajcarii (schronisko Szwajcarka), holenderskiej (m.in. kamieniczki w rynku we Wrocławiu). Poza tym wytworzyła się tutaj architektura typowo rodzima, m.in. chałupy sudeckie. Jest na czym oko zawiesić. I o czym pisać.
Marek Perzyński
Źródło: Zaproś blogera, daj mu wolność, a dobrze sprzedasz region.